Fragmenty
Refleksje przy lekturze książki
Katarzyny Bogackiej
Jechaliśmy od Białej Podlaskiej. Wolno. Obok, jak woda dzikiej
rzeki, przelatywały ogromne TIR-y, bo to przecież droga z Rosji na
Zachód. A po prawej stronie: pobocze, rów, kawałek łąki, krzaki bzu
i tam gromadki ludzi.
Aż wstyd, ale dopiero przy trzeciej mijanej gromadce zorientowaliśmy
się, że to przecież „majowe”. Zapamiętałem głęboko ten obraz.
Huk ciężarówek, my przyciśnięci do pobocza, gdzie tak bliziutko
a tak daleko dla nas – inna kraina Majowej Litanii.
Nie umiem powiedzieć więcej niż mówi ta książka o ikonie Maryi
Orędowniczki. Ale proszę, przeczytajcie uważnie całe dzieje obrazu.
Bo dotykają tej najdramatyczniejszej sprawy od początku chrześcijaństwa
do teraz – choć nam się wydaje, że to stare spory.
Jakiej? Ano, tajemnicy człowieczej i Boskiej natury Jezusa. Kiedyś
toczyły się o to krwawe spory. Dotykały one i Matki Jezusa. Bo
czy była tylko matką Jezusa w jego postaci ludzkiej czy również
Matką Boga? A więc Nieskończonego co stało się śmiertelne a więc
połączone pępowiną z kobietą, która żyła jak każdy z nas w czasie
a nie w Nieskończoności? Ten ślad po pępowinie wyobrażany
na każdym z obrazów Jezusa, tak zwyczajny dla nas, a kiedyś tak
wściekle denerwujący.
Nie dziwię się temu. Chrześcijaństwo może się wydawać nielogiczne.
Jakże Nieskończoność stała się czasem, jak możemy mówić
Ikona Maryi Orędowniczki ze Służewa. Geneza i kontekst kulturowy
Bóg się rodzi? A my śpiewamy tak sobie pieśń wspaniałą Karpińskiego,
jakby to była tylko figura poetyki, jakiś tam chwyt, oksymoron
„ogień krzepnie”. Odpychamy od siebie przerażenie wielu
mędrców pierwszych wieków chrześcijaństwa. I bardzo dobrze –
oddychamy z ulgą – że Kościół trwał w najbardziej tragicznych momentach
tego sporu przy wierze we współistnienie nienaruszalne
tych dwóch natur, Boskiej i ludzkiej, przy narodzeniu. Nie poddawał
się i nie poddaje „logicznym” spekulacjom. Trwa przy Bogu
Człowieku i jego Matce.
Tylko czy nie jest to dziś dziwną obojętnością, odpychaniem tej
tajemnicy gdzieś na bok w tradycję, bo „tak już jest…”.
Nie bez powodu zacząłem o majowym. Bo te litanie, prowincjonalnie
przesycone zapachem bzów. W których zazwyczaj stoją kapliczki
Maryi, są jakby czymś wstydliwym dla dzisiejszego, obytego
w światowej wiedzy, człowieka. Opowiadano mi, że w kościołach jednej
z diecezji zwalczano nawet odmawianie różańca przez wiernych,
którzy przyszli wcześniej i czekali na Mszę. Bo to trochę bezmyślne
klepanie. Przecież nie elegancka mantra, którą psychologowie nawet
zalecają powtarzać dla przemieniania się w swoim wnętrzu.
A przecież pytanie jak Bóg był człowiekiem, naszym bratem krwi
przez urodzenie z Maryi jest czymś co wydaje mi się najistotniejsze
dla poezji choćby dotykającej metafizyki, Boga w nas. Przecież właśnie
w tych wierszach, gdzie poeci dość bezczelnie próbują dotknąć
Nieskończonego, jest to, co decyduje o wielkości poezji. Śmiałość
Tomasza, wiara i zwątpienia tych, co byli świadkami Narodzenia,
Śmierci. Ile tego w najpiękniejszych wierszach ma polska poezja –
szczególnie ta dotykająca tajemnicy Matki Bożej.
I popatrzcie, kiedy się mówi o poezji metafizycznej, mistyce, to
oczywiście o poetach angielskich, o hiszpańskich, o niemieckich.
A Karpiński, a Sęp Szarzyński, Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Leśmian,
gdzieś tam poza główny trakt, na pobocze, w rów, w krainę
kapliczek i bzu. Bo w „tym temacie” mali, łatwi do rozjechania przez
pędzące głównym traktem wielkie ciężarówki.
My i ja z krainy bzów. Wierzący w Maryję tak trochę tradycyjnie,
dziecinnie, bezrefleksyjnie. Choć bywają czasy kiedy jest inaczej. Jak
w pielgrzymce częstochowskiej przez nasz kraj, którą poprowadził
kiedyś prymas Wyszyński. Jak w wielkiej metaforycznej wędrówce
pustych ram, gdy zaaresztowano obraz.
Ernest Bryl. Refleksje przy lekturze książki Katarzyny Bogackiej
Ale dziś, trochę to babcine. Z krainy dzieciństwa, naiwności. Ze
wspomnień. Bo przecież o czym tu gadać…
A jest o czym. I chyba o sprawie jednej z najważniejszych. Kim
jest ten Bóg, który nielogicznie, przeciw sprawiedliwości kocha nas
bezwarunkowo i tak szaleńczo, że ograniczył sobie Nieskończoność
i poniósł śmierć? Kim jest ta najbardziej człowiecza Matka Boga,
co przewijała pieluchy Dziecka. Pieluchy tak znienawidzone przez
wielu mędrców chrześcijaństwa, że domagali się wyrzucenia pierwszych
rozdziałów Ewangelii Łukasza. Bo śmierdzą siusianiem niemowlęcia.
Jaką twarz Syna widziała Matka? Patrzę na Całun Turyński
i twarz stężałą od cierpienia, śmiertelną. Taką widziała. Zachwyca
mnie chusta z Manopello, bisior, na którym mamy tę samą twarz,
bo pokrywają się kształty oblicza, a jednak inną. Złamany nos jakby
w momencie cudownego zagojenia, napuchnięty policzek, ale już bez
bólu, wyrwane włosy, ale…
I oczy. Otwarte oczy Tego z Całunu, ale promiennego. Oczy pełne
zdziwienia światłem.
Czy takiego Maryja widziała? Wedle starych podań nie ma
w Ewangeliach o tym, jak się pokazał po Zmartwychwstaniu Matce,
bo zobaczyła go pierwsza inaczej niż pokazał się Magdalenie,
Apostołom.
Łukasz Ewangelista, któremu z Ewangelii chciano wyrzucić jedyną
w czterech Ewangeliach opowieść o Narodzeniu Boga Człowieka,
malował także twarz Maryi. Wedle tradycji mamy w kościele na
Służewie kopię jednego z najstarszych wizerunków. Maria jest bez
Dziecka. Wyciąga ręce jakby za nami prosiła. Młoda jak może po
Wniebowzięciu. Bardzo młoda, bo przypomnijcie sobie twarz Matki
Bożej Częstochowskiej. Trzyma dziecko, ale twarz jej jest obliczem kobiety,
która wiele wycierpiała. Nasza Służewska promienna, wyciąga
dłonie, prosi. Tak jak wierzymy, czyni zawsze.
Zanosimy Jej nasze kłopoty. To wedle polskiej tradycji. Ale
nie dajmy zepchnąć tradycji Maryjnej w krainę co „jest bo jest”.
Najważniejsza z tajemnic Boskości i Człowieczeństwa jest z Nią
zawiązana. Jak pępowiną. Ta zwyczajność zaistnienia Nieskończonego
Stwórcy – w narodzeniu, życiu, śmierci – warunkuje Zmartwychwstanie.
Ta niby „nielogiczność” chrześcijaństwa, które wierzy
w zjednoczenie Boskości i Człowieczeństwa jest niezwykłym,
innym wymiarem naszej relacji z Bogiem. Czy czasowe może się
spotkać z Nieskończonym, nie przez posłańców, znaki, nie przez
pośrednictwo?
W Miłosierdziu choćby, którego istnienie jest przecież przeciwne
logice sprawiedliwości. I do tego Miłosierdzia – tak wierzę –
zwraca się Maryja Orędowniczka w naszej służewskiej kopii ikony
napisanej przez Ewangelistę. Przecież to jedyny Łukasz opisał ten
moment, kiedy Bóg się rodził. Tę niemożliwość, oksymoron chrześcijaństwa…
Prościutko i przejmująco – wedle tego, co mu sama
Maryja przekazała.
Ernest Bryll